Torres
Administrator
Dołączył: 06 Kwi 2009
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:48, 06 Kwi 2009 Temat postu: Steven Gerrard Czesc 1 |
|
|
Wstęp
Kiedy tylko przyjeżdżam na Anfield zwalniam przy Shankly Gates. Jednocześnie kieruje wzrok na Hillsborough Memorial. Widzę hołd składany dziewięćdziesięciu sześciu fanom Liverpoolu, którzy nigdy nie wrócili z półfinału Pucharu Anglii w 1989. Widzę szaliki zostawione przez odwiedzających, które są symbolem pamięci i wieńce złożone przez rodziny, dla których łzy pozostaną na zawsze.
Posuwając się z wolna samochodem obok Memorial, patrzę na nazwiska tych, którzy zginęli na Leppings Lane End i już nigdy nie będą wśród nas. Zatrzymuję się przy jednym nazwisku. Dziesięcioletni Jon-Paul Gilhooley, najmłodsza z ofiar w Sheffield. Fan, który zginął podążając w ślady swojego ukochanego zespołu. Chłopiec, którego życie zostało przerwane, a przecież dopiero się zaczynało. Zginął w ścisku na trybunach nie nadających się dla ludzi. Znałem Jona-Paula. Był moim kuzynem. Do dzisiaj przechodzą mnie dreszcze. Robię znak krzyża i jadę dalej.
Parkuję samochód i wchodzę na Anfield nadal myśląc o nim, jego rodzicach i swoim życiu. Miałem prawie dziewięć lat, kiedy Hillsborugh pochłonęło Jona-Paula. Był ode mnie rok starszy, ale łączyła nas pasja do futbolu. Jon-Paul kochał Liverpool z takim samym zapałam, który napełnia mnie kiedy tylko nakładam czerwoną koszulkę. Byliśmy prawie tacy sami. Mieszkaliśmy na tym samym osiedlu i mieliśmy podobne zainteresowania. Kopaliśmy razem piłkę na ulicy w pobliżu mojego domu w Huyton w koszulkach Liverpoolu. Klub był całym światem dla niego.
Tak jak dla wszystkich ludzi w Merseyside, sobota 15 kwietnia 1989 na zawsze będzie budzić strach w moich myślach. Liverpool FC to była religia w domu, w których się wychowałem. Kiedy tylko usłyszeliśmy co się stało, szybko zgromadziliśmy się przed telewizorem, by oglądać wiadomości. Byłem tam ja, mój tata Paul, mama Julie i brat Paul. Wszyscy patrzyliśmy na te niewiarygodne sceny. Słuchaliśmy tego drżąc na widok najnowszych wiadomości. Nie mogłem tego przyjąć do świadomości, istnego horroru Hillsborough. Nikt z nas nie mógł pojąć tej masakry. Dlaczego? W jaki sposób? Kto? Tyle było pytań. Atmosfera tego wieczoru w naszym domu była przykra, naprawdę. Każdy podzielał te same obawy: 'Czy ktoś od nas pojechał na mecz. Boże, nie pozwól żeby tak było.' W końcu położyłem się spać. Wszedłem po schodach i rzuciłem się na łóżko, mając nadzieje na spokojny sen. Nie mogłem jednak. Byłem rozbudzony obrazami z Hillsborough. W końcu nad ranem zmorzył mnie niespokojny sen.
O ósmej trzydzieści od drzwi dobiegło pukanie. Zbiegłem po schodach i otworzyłem zamek. To był dziadek Tony. Bez słowa wszedł do frontowego pokoju. Reszta rodziny była wzruszona i wkrótce wszyscy czekaliśmy, aż dziadek przemówi. Wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Dziadek mieszka po drugiej stronie ulicy i nie zwykł przychodzić o 8:30 w niedzielę rano. Pomyśleliśmy, że nasza rodzina nie zdołała uciec z Hillsborough. Wyraz twarzy dziadka mówił nam, że stało się coś strasznego.
'Mam złe wiadomości' powiedział. 'Jon-Paul nie żyje.'
Dezorientacja, złość i łzy targały nami wszystkimi. Nie wiedzieliśmy, że Jon-Paul był na meczu. Chodził na Anfield cały czas, ale półfinał Pucharu Anglii to była wyjątkowa okazja. Dziadek mówił co i jak. Mama Jon-Paula, Jackie zdołała jakoś dostać bilet. Wiedziała jakie to ma dla niego znaczenie, by obejrzeć ulubieńców w takim meczu. To było w Sheffield, a więc tylko siedemdziesiąt mil. Oczywiście chciał tam pojechać. Przyjaciel rodziny zabrał go. Wyjechali z Liverpoolu w sobotę rano wprawieni w dobre nastroje i podekscytowanie. Jon-Paul nigdy nie wrócił. Nigdy nie wrócił z meczu. Te słowa nigdy nie dadzą mi spokoju.
Wtedy właśnie zaczynałem treningi w Centrum Szkolenia Liverpoolu, ale były na jakiś czas odwołane z powodu wydarzeń w Sheffield. Kiedy je wznowiliśmy, można tylko wywnioskować z wyrazu twarzy trenerów, jakie piętno odcisnęła katastrofa na całym klubie i mieście. Hillsborough było głównym tematem w rodzinie przez wiele miesięcy. Nawet teraz, po siedemnastu latach wracamy do tego bolesnego zdarzenia.
Kiedy tylko widziałem rodziców Jona-Paula podczas moich treningów, wyzwalała się we mnie determinacja, by osiągnąć cel. Kiedy przyszedł mój dzień i debiutowałem w Liverpoolu powiedzieli mi 'Jon-Paul byłby z ciebie dumny.' Podczas meczu czułem jego obecność i szczęście, że spełniłem marzenie, które obaj mieliśmy. W chwili zwycięstwa zawsze o nim myślę i o jego możliwym szczęściu po wygranej Liverpoolu. Mam złamane serce każdego dnia, kiedy wspominam Jona-Paula i to, że już go z nami nie ma.
Liverpool zachował się znakomicie wobec rodziny Jona-Paula. Był troskliwy i pomocny wobec wszystkich ludzi, którzy stracili swoich ukochanych na Hillsborough. Nadal tak jest. Liverpool ma również te same uczucia i bliskie relacje ze społeczeństwem. Pamiętam pewnego razu Jackie powiedziała tacie jak dobrze potraktował ją klub. Co roku podczas rocznicy Hillsborough, uroczystości odbywają się na Anfield. Wszyscy piłkarze są zobligowani do pojawienia się. Uważam to za słuszne. Zespół musi okazać swój szacunek dla dziewięćdziesięciu sześciu. W 2005 czułem się naprawdę niedobrze, ale poszedłem na to. Nie mogłem opuścić uroczystości Hillsborough. To część mojego życia.
Piłkarze normalnie spotykają się w Melwood i jadą autokarem na Anfield. Podczas jazdy rozmawiam z innymi zza granicy, którzy nie rozumieją tego. 'Gdzie jedziemy?' zwykle pytają. 'Co robimy?' Słyszeli o katastrofie Hillsborough, ale nie znali całej historii. Opowiadam im o tym, a oni siedzą w milczeniu i wielkim szoku. Wyjaśniam im co było w gazetach po Hillsborough i jakie to wywołało nastroje. Właśnie dlatego najgorszy przestępca, gazeta The Sun nigdy nie znajdzie się w Melwood, na Anfield czy w moim domu. Każdy fan Liverpoolu jest całkowicie przeciwko the Sun. Jestem kibicem Liverpoolu więc szanuję ich pogląd. Ja również straciłem bliską osobę na Hillsborough. Nie dotknę tej gazety. Zagraniczni piłkarze to rozumieją. Zawsze przychodzą na uroczystość. To przynosi im zaszczyt i pokazuje głęboki szacunek nawet nowych piłkarzy dla klubu.
Ta podróż jest dla mnie dziwna. Jadę tam z resztą zespołu, ale jest tam również moja rodzina i wszystkie myśli o Jonie-Palu przychodzą mi do głowy. Dla mnie uczestnictwo w uroczystości to nie zachowanie profesjonalisty, ale coś osobistego. Stoję tam ze spuszczoną głową jako opłakująca rodzina, ale również kapitan drużyny. Liverpool zazwyczaj otwiera trybunę the Kop, gdzie Jon-Paul i wiele z ofiar zwykle spędzało wieczory w sobotę. Uroczystość trwa kilka godzin. Śpiewamy hymny, odmawiamy modlitwy i opłakujemy dziewięćdziesięciu sześciu. W 2006 miałem czytanie, co było dla mnie niezwykle wzruszające. Czasami podczas uroczystości rozmawiam z Paulem Harrisonem, który jest zwykle bramkarzem rezerwowym Liverpoolu. Paul stracił ojca na Hillsborough. Coś strasznego. Nie mogę sobie wyobrazić życia bez rodziców.
Rodziny wspierają siebie nawzajem. W Liverpoolu 'Nigdy Nie Będziesz Szedł Sam'. Nasza sławna pieśń to coś więcej, niż zlepek słów i wspaniałej melodii. To umowa społeczna między ludźmi. Jesteśmy ze sobą na dobre i na złe. Ludzie, którzy prowadzą Grupę Wsparcia Hillsborough zasługują na duże pochwały. Chcą sprawiedliwości i nie poddadzą się tak łatwo, co jest według mnie słuszne. To są rodziny w całym Liverpoolu, gdzie jest puste krzesło przy stole i wolna sypialnia. Te rodziny zasługują na sprawiedliwość. W pełni popieram kampanię, ponieważ takie mam odczucie. Powinniśmy się dowiedzieć co dokładnie zaszło na Hillsborough i kto jest za to odpowiedzialny. Władza, która pozwoliła na śmierć niewinnych ludzi powinna mieć proces. Mój kuzyn umarł na Hillsborough i nie doczekał się sprawiedliwości. Kiedy rozgrzewam się na Anfield i widzę banner 'Justice for the 96' wyraźnie przytakuję na znak zgody. Rząd powinien przeprowadzić należyte śledztwo. Tylko wtedy rodziny dziewięćdziesięciu sześciu mogą znaleźć spokój i opłakiwać ich wiedząc, że sprawiedliwość została zaspokojona. Tylko wtedy mogą poświęcić się swoim ukochanym miejscom pochówku wiedząc, że ktoś został pociągnięty do odpowiedzialność za tą potworną tragedię. Tragedię, której można było uniknąć.
Hillsborough nie może się nigdy powtórzyć. Nikt nie powinien stracić życia lub bliskiego na meczu piłki nożnej. Za każdym razem kiedy widzę nazwisko Jona-Paula wyryte na zimnym marmurze na zewnątrz Shankly Gates napełnia mnie smutek i gniew. Nigdy wcześniej nikomu tego nie mówiłem, ale to prawda: gram dla Jona-Paula.
1 - Urodzony dla Liverpoolu
Przetnijmy moją skórę, a zobaczymy czerwoną krew Liverpoolu. Kocham Liverpool z płonącą namiętnością. Moja determinacja, by osiągnąć sukces na Anfield zwiększyła się, kiedy odszedł biedny Jon-Paul. Do osiągnięcia celu przysłużył się również wypadek, któremu uległem w czasie szkoły. Moja kariera była prawie skończona, zanim na dobre się zaczęła. Wszystkie marzenia o grze dla Liverpoolu i reprezentacji, wzniesieniu Pucharu Europy i występach na Mistrzostwach Świata znalazły się w rękach lekarzy, kiedy miałem zaledwie dziewięć lat.
Anfield już wtedy było moją pierwszą miłością i drugim domem. Trenowałem od roku, razem z Michaelem Owenem w Centrum Sportowym Vernon Sangster ucząc się wszystkiego. Katastrofa spowodowała mój pobyt w szpitalu i obawy o przyszłość. Nawet teraz przechodzą mnie dreszcze na myśl tego, co miało miejsce na trawniku w pobliżu mojego domu na osiedlu Huyton w Merseyside.
To był kawałek zwykłej polany, na około krzaki, prawdziwy bałagan. Miejsce gdzie ludzie wyrzucają śmieci bez zastanowienia. Razem z kolegą nie zwracaliśmy na to uwagi. Dla nas liczył się przyzwoity kawałek trawy do gry. Przebywaliśmy tam w dzień i w nocy, latem i zimą. Dla nas to miejsce zamieniało się w Anfield, Goodison i Wembley - to było nasze niebo. Pewnej soboty, dokładnie rano grałem na ulicy z kolegą, który nazywał się Mark Hannan i pochodził z naszej dzielnicy. Ustawiliśmy boisko, chociaż nie było to na pewno Bernabeu. Kolega zwędził kilka siatek z ligi, rozdzielił na pół i zmontował dwie bramki. Było idealnie.
Byłem więc tam Mark i ja, grało się całkiem dobrze, do czasu kiedy piłka wpadła w pokrzywy. Nie było problemu. Poszedłem po piłkę. 'Nie będę wkładał rąk' krzyczałem do Marka. 'Mogę się poparzyć.' Nie mogłem znaleźć piłki. To był prawdziwy gąszcz pokrzyw. 'Wykopie ją jakoś.' Podciągnąłem getry do góry i wszedłem w pokrzywy. Musiałem trochę przejść. Dałem naprawdę mocnego kopniaka moją prawą nogą, którą strzelam i podaję. Szybko wskoczyłem w głębokie pokrzywy.
Ból, prawdziwy ból. Trafiłem w coś nogą. Boże, ten ból był niemiłosierny. Prawie zamarłem. Upadłem na ziemię i wołałem o pomoc. W całej karierze miałem rozwalone kości śródstopia i zerwaną pachwinę, ale na Boga, nigdy nie czułem takiego bólu. Jak po zatrutej igle, powaliło mnie z nóg. 'Nie wiem co się dzieje Mark' ryczałem. 'Nie widzę. Noga cały czas jest w pokrzywach.' Mark spojrzał. Boże, krew wezbrała mu się na twarzy. 'Zwymiotuje' pomyślałem sobie. Naprawdę jest źle? Spojrzałem i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Ogrodowe widły tkwiły w moim dużym palcu. Przeszły prosto przez tenisówki i trafiły w stopę. Jakaś niedołęga wyrzuciła te zardzewiałe widły i tak znalazły się w pokrzywach. Nie miały uchwytu, tylko metalowe widelce. Trafiłem nogą prosto w te widły. Poczułem jak się wbijają, przeszywając kość.
'Biegnij i powiedz komuś!' krzyczałem. Mark pobiegł po moich rodziców.
Sąsiad Neil Weston usłyszał mój krzyk i szybko przybiegł. Wyciągnął mnie z pokrzyw, a widły ciągnęły się za mną jak dodatkowa kończyna.
'Może to wyciągnę?' zapytał sąsiad.
'Nie możesz, nie możesz!' krzyczałem.
'Muszę spróbować' powiedział. Widły nie mogą się przesuwać. 'Wezwę ambulans' powiedział, po czym zniknął.
Leżałem na trawie, po twarzy ociekały mi łzy, a głowę przeszywał mi strach. Czy kiedyś znowu kopnę piłkę?
Cholera.
Mama i tata przybiegli błyskawicznie. Tata od razu zdał sobie sprawę, na ile to było poważne. 'Straci nogę' słyszałem głos taty. Amputacja? Boże, nie. Kariera w Liverpoolu była pogrzebana w polu pokrzyw.
W końcu nadjechał ambulans z Alder Hey. To było tylko dziesięć minut, ale dla mnie to było dziesięć godzin. Lekarze spojrzeli na stopę i nawet oni zrozumieli, że wyciągnięcia wideł nie będzie proste. 'Musimy to zrobić w szpitalu' powiedział jeden z nich. Czterech ludzi wniosło mnie do karetki i odjechaliśmy na sygnale prosto do Alder Hey.
Droga była prawdziwą męczarnią. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, ile może być wstrząsów na ulicach Liverpoolu. Kiedy samochód podskakiwał, wrzeszczałem na kierowcę. Kiedy tylko się poruszyłem, czułem ciężar wideł w kości. Jak kamień, który ciągnie w dół mój palec. Łzy ociekały mi przy każdym ruchu. Byłem w szoku. Jeden z lekarzy próbował przytrzymać widły, by nie zagłębiały się jeszcze bardziej. Ból był przerażający. Nadal krzyczałem na kierowce. 'To nie jego wina' tłumaczyli mi rodzice. Chciałem tylko powstrzymać ból. Proszę, zatrzymaj się. Kiedy pędziliśmy przez ulice, podali mi tlen i środki znieczulające.
W Alder Hey natychmiast zostałem przewieziony na odział intensywnej terapii, bez chwili czekania. Każdy mógł zobaczyć na ile to było poważne. Również usłyszeć. Mama była w histerii, a ja wyłem na cały szpital.
Zastrzyk przeciwbólowy powstrzymał mój płacz. Byłem cały w szoku i osłabiony, ale przytomny. Wśród całego zamieszania słyszałem jak doktor mówił 'Widły są zardzewiałe, może wdać się gangrena. Być może będzie trzeba usunąć palec, by się nie rozprzestrzeniła.'
'Czekajcie' zerwał się tata. 'Steven gra w piłkę, musicie zawiadomić klub, zanim podejmiecie operację. Muszą wiedzieć, co się stało.'
Mój tata szybko zadzwoniła po Steve'a Heighway'a, dyrektora Akademii Liverpoolu, który natychmiast przyjechał. Steve to silna osobowość i szybko przejął kontrolę. 'Nie, nie będziecie do cholery odcinać palca' powiedział do nich Steve.
Doktor odpowiedział 'Musimy operować. Decyzje podejmie sztab chirurgów.'
Steve był nieugięty. 'Nie, nie ucinajcie mu palca.'
Steve wygrał w tej kłótni. Dzięki Bogu. Przez całą operację nie czułem nic, a widły zostały wyciągnięte. Dziura była ogromna, tak duża jak moneta 20 pensowa i głęboka na półtora cala. Narobiłem sobie bałaganu, ale przynajmniej lekarze uratowali palec i moją karierę. 'Masz chłopaku dużo, dużo szczęścia' powiedział Steve. Lekarze zupełnie się z tym zgodzili. 'Nigdy wcześniej nie widzieliśmy czegoś takiego' powiedzieli. Nawet mój brat, Paul wyglądał na przestraszonego, kiedy przyjechał mnie zobaczyć. Zazwyczaj staje w mojej obronie przed wszystkim.
Jedynym plusem tego wypadku było to, że nie chodziłem do szkoły przez trzy tygodnie. Lekarze nalegali, więc ja nie miałem nic do powiedzenia! Szkoła zadawała mi prace domowe, ale nigdy ich nie robiłem. Nie było o tym mowy. Cała uwaga była skupiona na nodze. Rodzina słabo mnie dopieszczała. Leżałem na łóżku w zabandażowanej stopie i oglądałem mecze Liverpoolu. Wszyscy moi idole prezentowali swoje umiejętności na ekranie: John Barnes, Kenny Dalglish i Ian Rush. To był jeden z elementów terapii, gwarantujący szybsze wyzdrowienie. Każdego dnia pielęgniarka oczyszczała dziurę w stopie środkami przeciwzakaźnymi, wypełniając watą i owijając siateczką. Następnie bandażowało stopę do kostki. Kiedy rano trochę się zagoiła, pielęgniarka używała coraz mniej waty. Wkrótce mogłem chodzić do szkoły o kulach. Nie mogłem jednak grać na boisku, ani trenować w Vernon Sangster z klubem. Po raz pierwszy w życiu, nie mogłem robić tego, co kocham najbardziej.
Wypadek i tygodnie rekonwalescencji przypomniały mi, jakie znaczenie ma futbol w moim życiu. Zacząłem oglądać piłkę w telewizji na poważnie. Leżałem na łóżku żonglując piłkę w myślach, albo lewą nogą. Nie rozstawałem się z piłką, dla otuchy. Chciałem, żeby to się już nigdy nie powtórzyło. Nadal czułem kłucie w nodze, ale po pięciu tygodniach mogłem kopać piłkę. Dzięki Bogu. Bez futbolu, moje życie byłoby pustką. Nigdy nie zapomnę tego smutku, kiedy nie mogłem grać w piłkę.
Jak tylko tylko szpital Alder Hey zezwolił na zerwanie się ze szkoły, lekarze załatwili kolejną sprawę. Chirurg spojrzał na zardzewiałe widły ogrodowe i powiedział 'To nie powinno się tam znajdować.' Rodzice zgłosili się z widłami oraz tenisówkami do prawnika i tak mieliśmy sprawę. Pozwaliśmy samorząd, ponieważ to był jego niezagospodarowany teren. Czy pójdziemy z tym? W moim życiu miałem tylko dwie sprawy: jedna za wypadek w taksówce, który dał nam 800 funtów, a potem te widły w nodze. Dostaliśmy za to 1,200 funtów. Nie było wcale tak źle! Mama zabrała mnie do miasta, kupiła mi nową koszulkę, dwie pary butów i pełno drobiazgów. 'Całe cierpienie było warte tego!' śmiałem się do mamy.
Kiedy wracam pamięcią do tego wypadku, nadal czuję ten ból. Nadal widzę wystające widły z moich tenisówek, wciąż czuję jak ocierają się o kość. Raz lub dwa rozmawiałem z moim tatą o tym wypadku. Podobnie jak Steve Heighway, on również nie wyliczał swoich zasług. Nigdy by nie powiedział 'Byłem pewny, że obetną ci palec', po prostu mówi 'Miałeś szczęście Steven.' Wszyscy wiedzieliśmy, że strata dużego palca w prawej nodze przekreśli szanse na grę w Liverpoolu i reprezentacji. Pozostanie na zawsze w tkwiących tam widłach na niezagospodarowanym terenie miasta w Huyton.
Teraz znajduje się tam domek parterowy. Nie ma już pułapki z pokrzywami dla niewinnych dzieci. Moje pierwsze boiska zniknęły pod warstwą betonu lub samochodów. Parkują tam w ślepej uliczce, gdzie dorastałem na Ironside Road położonej na moim osiedlu. Wracając do tamtego miejsca, jezdnia przed moim domem, numer 10. Irondside, to było nasze boisko. Samochody nie mogą tam jeździć. Nie patrząc na pogodę, biegliśmy na boisko, gdzie teraz jest to miejsce. Na wprost drzwi, mecz w pełnym wydaniu. Wspaniale. Ktoś położył tam ulicę z jakiegoś powodu, jestem o tym przekonany. Ktoś chciał mi powiedzieć, że futbol to moje życie, pokazując to z innej strony. To było coś dziwnego. Tam było moje boisko. Jeśli ktoś tam był, kiedy wychodziłem z domu, musiał w tym uczestniczyć. Zwykle graliśmy w zespołach po pięć osób, dziesięć, dwanaście. Był slalom, strzelanie ba bramkę, łapanie i wielka gra zwana 'Goła Dupa'. Ile było przy tym śmiechu! Jeśli wpuścisz pewną liczbę goli, po prostu się wystawiasz. Wtedy każdy może strzelić, w twój tył. 'Goła Dupa' to tradycja Scousera, dzięki której mieliśmy znakomitych bramkarzy i naprawdę dobrych strzelców. Piętnaście lat później, kiedy Peter Crouch nie mógł strzelić gola w Liverpoolu, ta zabawy była przydatna. Graliśmy w to na treningach, żebyśmy z Crouchem mieli lepsze wyniki. Ściągałem spodenki, a Crouch musiał trafić w moją gołą dupę. Ktoś za murem to uchwycił, utrwalił na zdjęciu i tak razem z Crouchym i naszymi częściami ciała znaleźliśmy się w gazetach! Oczywiście nigdzie nie było napisane, że graliśmy tylko w grę! Wszystko czego nauczyłem się na Ironside, nadal jest w moim życiu.
Ironside była znana jako Szczęśliwa Ulica. Przyszedłem tam 30 maja 1980, prosto ze szpitala Whiston do domu, w którym panował futbol. Było to całkiem duże osiedle, labirynt ulic i cztery puby. Kolejno znajdowały się one po każdej stronie: the Swan, Blueball, Rosie i Oak Tree. Kilka sławnych postaci pochodziło z tego miejsca, jak komicy Freddie Starr i Stan Boardman, czy dawny aktor Rex Harrison. Aktora Kim Cattrall z serialu 'Seks w wielkim mieście' mieszkała jakiś czas na Whiston Lane. Zespoły jak The La's, Space i Cast uczyły się swojego rzemiosła w Huyton. Osobowości były na każdym kroku.
Kochałem życie w tym miejscu - to było moje królestwo, miejsce zabaw. Młodzieżowe klubu oferowały zwykłe atrakcje, ale większość czasu spędzaliśmy na dworze, ganiając się na River Alt. W szukanego i chowanego, lepiej być szybkim. Razem z bratem Paulem czasami przychodziliśmy do domu brudni w błocie. Mama się wściekała, a tata tylko się śmiał. Ironside zawsze tryskało życiem. Latem, rodziny spędzały czas na zewnątrz rozmawiając przy napojach, a dzieci się bawiły. Ironside miało wiele rozrywek. Dwie dziewczyny, Lisa i Carloine mieszkały po drugiej stronie naszego domu. Włóczyliśmy się razem, a wracaliśmy cali w błocie. Dziewczyny mnie fascynowały. Nie miałem siostry. Myślę, że Lisa i Caroline dobrze do siebie pasowały. Flirtowałem z nimi. Miały jednak wadę - nie umiały grac w piłkę.
To nie miało naprawdę znaczenia. Nigdy nie musiałem szukać tak daleko. Osiedle było pełne chłopaków do gry. Z Huyton pochodzą profesjonalni piłkarze jak Steve McMahon, Joey Barton, Lee Trundle, Peter Reid, Tony Hibbert, Craig Hignett i David Nugent. W mieście jest mnóstwo drużyny z niedzielnej ligi. Piła nożna jest tutaj jak religia. Na osiedlu grałem razem z rówieśnikami w wieku siedmiu czy ośmiu lat. Wszyscy byliśmy dobrymi kolegami, graliśmy do czasu, kiedy nasze mamy nas nie wołały. Jedna rzecz mnie wkurzała: Nigdy nie miałem z nimi dobrej gry. Byłem od nich lepszy. Wolałem mecze z Paulem, trzy lata starszym. Paul miał około piętnastu kolegów, a ich mecze zawsze były wspaniałe. W wieku sześciu lat, nie ustępowałem Paulowi i innym dziewięciolatkom. Większość jego kolegów chciało mnie do drużyny. Lubiłem z nimi rywalizować. Akceptowali mnie, ponieważ tam pasowałem. Koledzy Paula również byli dobrymi graczami. Paul miał nawet testy w Boltonie Wanderers. Inny dzieciak Danny Walker odrzucił możliwość trenowanie w Tranmere Rovers. Drużyna Paula grała w lokalnej lidze zespołów do lat 10 zwanej Tolgate i prowadzonej przez dwóch facetów z Huyton. Pewnego dnia poszedłem z Paulem na mecz Tolgate i zapytałem organizatorów, czy mogę zagrać.
'Ile masz lat?' zapytali.
'Siedem' odpowiedziałem.
'Za młody' powiedzieli.
Rozpłakałem się. 'Mylicie się, jestem dobry' mówiłem. To nie pomogło. To uczucie odrzucenia było ciężkie do zniesienia.
Płyta betonu na zewnątrz Ironside i trawa na osiedlu były miejscem podstawowym dla prawdziwej rywalizacji. Dobre przyjęcie i trudne zagrania były potrzebne, aby przetrwać. Szybko rozwinąłem obie umiejętności. Musiałem. Paul i jego koledzy nigdy mnie nie zatrzymywali, nawet w przypadku, kiedy byłem od nich trzy lata młodszy. Walka do upadłego. Trzask i leżę na ziemi. Nie ma litości. Właśnie dlatego to kochałem. Spróbuj jeszcze raz. Dlatego pozwalali mi na grę. Wracając do domu utykałem cały czas, mając otarcia i rozcięta skórę po blokowaniu na betonie. Nadal mam bliznę na twarzy, po tym jak wpadłem na ogrodzenie. Paznokciem przejechałem po skórze. Nie ma o czym mówić, ani się przejmować. Poszedłem zobaczyć się z dziadkiem Tony'm po drugiej stronie ulicy, w jego domu numer 35. Założył mi trzy szwy i zrobił porządną robotę. Wróciłem do gry. 'Pośpieszy się' krzyczeli do mnie. Trzask i wracam na pole walki.
Od tego czasu domy numer 35 i 10 na Ironside należą do nas, ponieważ je wykupiłem. Zawsze będą w naszej rodzinie. Mój brat mieszka pod numerem 10. Na Ironside zawsze będą Gerrardowie. Dziadek Tony, by ojcem mojego taty. Dziadek mojej mamy, Sidney Sullivan był obezwładniony, więc mieszkał z nami przez osiem lat, kiedy chodziłem do szkoły. Kiedy Sidney wyszedł ze szpitala po ataku pierwszej choroby, otrzymaliśmy niewiarygodny list od władz miasta. Wiadomość była okrutna. Informowała, że jeśli nikt nie zgłosi się po dziadka, będzie umieszczony w opiece. Moja niania mieszkała w Mosscroft, kilka osiedli dalej. Nie mogła wziąć całej odpowiedzialności na siebie. Jeśli musiała wyjść, Sidney nie mógł zostać sam. 'Nie pójdzie do opieki' powiedziała mama i Sidney przeniósł się do nas. Dobudowaliśmy pokój, a Sidney otrzymał własne własny prysznic z wszystkimi udogodnieniami. Miał duży obszar, gdzie przebywał i spał. Rzadko opuszczał ten pokój. Czasami wędrował do naszego salonu, by obejrzeć z nami telewizję. W innym wypadku, był po prostu szczęśliwy w swoim pokoju.
Doznał czterech zawałów. Nienawidziłem patrzeć na to, co ta choroba z nim robi. Miał sparaliżowaną jedną część ciała. Razem z bratem mogliśmy z nim rozmawiać, po pierwszym zawale ponieważ był wtedy jeszcze świadomy. Komunikacja stała się trudniejsza, po drugi, trzecim i czwartym zawale. Jego pogorszenie naprawdę nas przygnębiało. To był wspaniały człowiek, zniszczony jednak przez chorobę. Wolę wspominać go jeszcze zanim był chory, jako radosnego i rozmownego. Jeśli mama zauważyła, że dawno nie widzieliśmy się z dziadkiem szybko to naprawiała. 'Zanieś dziadkowi herbatę' zwykle mówiła. 'Idź i napij się herbaty z dziadkiem.'
Dziadek był w dobrych relacjach ze mną i Paulem. Upewniał się, czy dostaniemy buty i koszulki, które potrzebowaliśmy. 'Daj chłopakom te pieniądze i dopilnuj, żeby dostali to czego chcą' mówił do mamy. 'Nie' odpowiadała wówczas, ale on mówił 'Idź!' i nalegał dając trochę pieniędzy. Dziadek był jedynym człowiekiem z gestem. 'Dopilnuj, żeby chłopcy mieli wszystko' mówił do mamy. Nie był bogaty. Nic z tych rzeczy. Jednak dziadek miał trochę pieniędzy po chorobie i emeryturę. Całe życie ciężko pracował w Armii i na okrętach.
Mama dostała kilka funtów za opiekowanie się dziadkiem. Razem z bratem bezinteresowną pomoc, jaką dla niego robiła. Żyliśmy bardzo blisko w rodzinie, ale Sidney rzeczywiście połączył nasze więzi jeszcze bardziej. Ja i Paul zdaliśmy sobie sprawę, że musimy się dokładać, ponieważ tata pracował tylko na pół etatu. Nie chciał podejmować roboty w pełnym wymiarze. Musiał być blisko domu, pilnując Sidney'a, kiedy mama wyszła po zakupy lub odbierać mnie ze szkoły. Tata pracował jako robotnik. Koledzy z pubu mogą uważać go za obcokrajowca, gdyż w Liverpoolu tak jest postrzegana dodatkowa praca. Tata mógł być zajęty nawet przez kilka tygodni, a jeszcze koledzy.
Paul to mój najlepszy przyjaciel. Zawsze tak było i będzie. Miał większą sypialnię w naszym domu, co mnie wkurzało. Nawet karzeł nie mógłby bujać się na moim malutkim kotku w pokoju. Paul miał kaloryfer, większe łóżko i pełno ozdób. Nie zwracałem na to uwagi. Paul był moim bohaterem. Chciałem tylko przebywać razem z nim i jego kolegami. 'Spadaj' krzyczał do mnie Paul 'wracaj do domu.' Nie miał nic przeciwko mojej grze w meczu, ale odganiał mnie kiedy siedział z kolegami i rozmawiał. Dochodziło do pięści. Razem z bratem mieliśmy kilka poważnych spięć, przeklinając na siebie i nie stosując żadnych zasad. 'Nienawidzę cię!' zwykle krzyczałem do Paula, po kolejnej porażce trzymając się za twarz, albo brzuch po uderzeniu. 'Zabiję cię!' moja złość wkrótce opadła. Nawet jeśli Paul uciekał ode mnie, albo nie pozwalał mi grać z jego kolegami, godzinę później przychodził i mówił 'Stevie, chcesz grę komputerową?'. 'Jasne' odpowiadałem z entuzjazmem, ciesząc się powrotem do otoczenia Paula. Graliśmy potem w grę, jeśli nie dochodziło do bójek. Kłótnie szybko znikały między nami. Uwielbiałem mojego brata. Jak teraz na niego patrzę, wydaje się być młodszy i mniejszy ode mnie. Nikt nawet nie pokapuje się, że był moim starszym bratem. Dziwne.
Paul grał całkiem dobrze w piłkę, ale brakowało mu agresji - której natomiast mi nie brakowało. Paul nigdy nie chciał być piłkarzem. Grał dla zabawy z kolegami. 'Daj z siebie więcej' krzyczał na niego tata. 'Zimno mi' odpowiadał Paul. 'Wolałbym siedzieć w domu.' Paul nie mógłby żyć bez piłki, dlatego w zwykłym meczu po pięciu zawodników nie odstawał od reszty. Znał się taktyce i wyróżniał się jako dobry zawodnik. Rozmawiałem z nim po meczach i mieliśmy zawsze to samo zdanie.
Przyjaciele rodziny mówili mi, że tata był dobrym piłkarzem. Więc na pewno tak było! 'Teraz już wiesz Steven skąd nauczyłeś się grać!' śmiał się tata. Niestety, doznał urazy kolana jako dziecko grając na sztucznej nawierzchni. To go załatwiło i przekreśliło marzenia o byciu profesjonalistą. Przestał grać. Brat taty, Tony zapowiadał się dobrego piłkarza i grał dla Huyton Boys. Między dziesiątym, a piętnastym rokiem życia ludzie sądzili, że może być w przyszłości profesjonalistą. Futbol jest zakorzeniony głęboko w mojej rodzinie. Mam wielu kuzynów, którzy często przychodzili na mecze do Ironside. Jeden z nich, Anthony Gerrard był na tyle dobry, że grał dla Evertonu. Teraz jest w Walsall, po tym jak nie otrzymał nowego kontraktu na Goodison. W lidze zawsze grało pełno moich kuzynów i wujków.
W mojej rodzinie miłość do futbolu była przekazywana. Anfield i Goodison były stałym miejscem spotkań weekendy. Wejdźmy do jakiegoś domu w mojej rodzinie i mogę zapewnić, że będzie włączony mecz. Każdy gromadzi się przy telewizorze. Coś do picia, wygodne miejsce na fotelu i mecz. To wspaniałe. W sobotnie wieczory tata wychodził do pubu, ale zawsze wracał na Mecz Dnia pokazywany na BBC. Można było ustawić według niego zegarek, kiedy wchodził do domu na czas programu. Tata, Paul i ja ściskaliśmy się na sofie w czasie naszego sobotniego rytuału. Byłem zwykle podekscytowany, kiedy zaczynał się program. Wszyscy razem śpiewaliśmy zgodnie z muzyką. Nasza rodzina nigdy nie przegapiła Meczu Dnia. Nigdy. To był najważniejszy moment tygodnia.
Futbol rządził w naszym domu. Programy jak Coronation Street i EastEnders nie miały szans, jeśli w tym samym czasie był mecz. Mój tata nie był inny. W naszym domu uchodziło to za morderstwo, jeśli mama chciała obejrzeć przed meczem melodramat. I ponownie jak wybawienie, tata zabierał nas do lokalu na niedzielny mecz na dużym ekranie lub grę w darta. Piłem coca colę, rzuciłem kilka lotek i oglądałem mecz. Czułem się jak w pełni dorosły. Krótko przed szóstą, był koniec zabawy i musieliśmy z ciężkim sercem wracać do domu. Obraz szkoły nazajutrz pojawiał się czarna chmura w słoneczny dzień.
Do dzisiaj nienawidzę wieczorów w niedzielę. Do dzisiaj! To niemożliwe, by zapomnieć o szkole, gdyż jest ona ciągłą torturą, która rujnuje ostatnie chwile cudownego weekendu. Dla większości ludzi korzystanie z wolnego trwa przez całe dwa dni. Ale nie u nas w domu, nie z mamą. U niej weekend to półtora dnia. Wymagała od nas bycia w domu na szóstą, by się wyszorować podczas kąpieli i przygotować do szkoły na następny dzień. Wychodziliśmy o szóstej, a na desce do prasowania czekał już mundurek. Nieskazitelny, wyprasowany i czekający na nas. Już sam widok mundurka powodował we mnie słabości. To było jak nakładanie ubrania więziennego, po zabawie w weekend. Nienawidziłem tego w szkole. Kochałem za to włóczyć się na koniec tygodnia po okolicy. Mama traktowała szkołę bardziej poważnie, niż ja i brat kiedykolwiek. Dbała o to, aby nasze mundurki były bardzo czyste. Czyściła nam buty do tego stopnia, że mogłeś przeglądać się jak w lustrze. Biedna mama! Nie docenialiśmy jej pracy, więc jeśli wychodziłem z domu w czystym mundurku było pewne, że wrócę w brudnym. Tak samo z butami. Porysowane i zabłocone. Za każdym razem. To do nas nie docierało.
Moja droga w szkole Mersyside była prosta, dlatego się nie wyróżniałem. Na szkołę patrzyłem jak na fantastyczne boiska z nudnymi budynkami. Zaczynałem na Świętego Michała, gdzie znajdowała się szkoła podstawowa Huyton. Chociaż do szkoły mogłem chodzić piechotą, mama nalegała, by mnie zawozić i odbierać. Jako przedszkolak, a potem uczeń szkoły podstawowej cieszyłem się tym okresem, robiąc wszędzie bałagan. Kiedy byłem niegrzeczny, nauczycielka kazała stać mi przy ścianie i patrzeć się w nią przez pięć minut. Nigdy się nad nikim nie znęcałem. Nigdy nikogo nie skrzywdziłem lub wyzywałem. Byłem po prostu zuchwały i niesforny. Moje przestępstwa były drobne: odpowiadanie wychowawcy albo chodzenie po brudnej trawie, kiedy mieliśmy być na boisku. Zwykłe wygłupy dzieci.
Szkoła miała nieliczne wdzięki. Siedziałem w klasie i rozmyślałem o graniu, ponieważ na podwórku zawsze był jakiś mecz. Uwielbiałem porę obiadową, ponieważ trwała godzinę co oznaczało dłuższy mecz. Odsuwałem na bok gorący obiad i skupiałem się na cennych minutach. Czekając na posiłek w kolejce zwykle krzyczałem 'No dalej, rozgrywa się tutaj wielki mecz.' W końcu poprosiłem mamę, żeby pakowała mi drugie śniadanie. 'Powinieneś zjeść ciepły posiłek' krzyczała, 'albo przyjść do domu, jeśli nie lubisz jedzenia w szkole.' Doszliśmy do kompromisu i zabierałem do szkoły kanapkę, tabliczkę czekolady, napój. Mama pakowała mi również owoce, ale zawsze wracały do domu nietknięte. Jabłka, banany czy pomarańcze to nie dla mnie. Nawet kanapki. Powinny być bez chleba i mięsa, wtedy szybki kęs i jestem na meczu. 'Stevie, nie zjadłeś kanapki' mówiła mama, 'ale czekoladę tak.' Mama tego nie rozumiała. Szybkość była ważna podczas obiadu. Jadłem drugie śniadanie podczas grania. Wcinałem też podczas biegnięcia do klasy. Tak samo było z herbatą. Jeśli na Ironside był mecz, albo czekali na mnie koledzy, prowadziłem walkę z czasem. Chowałem jedzenie w kieszeń, wybiegałem przez drzwi i rzucałem je potem w kierunku psa sąsiadów. Do domu wracałem niezmiernie głodny, wybierając ciastka, chipsy i czekoladę.
Wracając do szkoły, nauczyciele pilnie mnie obserwowali bazgrząc coś w moim dzienniczku. Nie odrywałem ołówka od kartki, tak mocno pisałem. Nauczyciele zapewne myśleli, że jestem mocno skupiony na lekcji. Przepraszam, ale nie byłem. Podczas lekcji pracowałem na drużynami, które miały być gotowe na przerwę obiadową. Na okładkach książek wypisywałem nazwiska. Kiedy dzwonek zadzwonił na przerwę, wybiegałem z klasy i organizowałem chłopaków, a dziewczyny odsuwałem z boiska. 'Możecie popatrzeć' mówiłem im wspaniałomyślnie, 'tutaj jest boisko i nie możecie wchodzić.' Boisko zaznaczaliśmy plecakami. Było kilka ciekawych pojedynków. Ciekawiej, niż podczas finału na Wembley. Na twarzy nadal mam ślad, kiedy wpadłem w ogrodzenie szamotając się o piłkę. Porażka była nie do przyjęcia. Zwycięzcy głośno świętowali, a przegrani dostawali baty na następnej lekcji.
Ja i Barry Banczyk byliśmy najlepsi. Na co dzień dobrzy koledzy, ale na boisku była prawdziwa walka. Wybieraliśmy drużyny, jego zespół na mój. Walka zawsze była do upadłego. Barry był dobrym piłkarzem. Grał dla Denburn do lat 13, któremu pomagał mój tata. To była dobra drużyna: grali tam Michael Branch i Tony Hibbert. Dla Denburn grałem krótko, ale wygraliśmy razem ligę Edgehill, po czym Liverpool zabronił mi tam grać. Barry i ja byliśmy głównymi postaciami w szkolnej drużynie. Pewnego roku, wygraliśmy jako szkoła lokalnych puchar, co dało nam szansę gry na Wembley. Najpierw musieliśmy pokonać drużyny z różnych dzielnicy. Nagroda była ogromna. Wembley! Już sama myśl nie pozwalała mi spać i myślałem tylko o tym, jak to będzie wyjść na najbardziej znane boisko na całym świecie. Wembley! Nasze sny mogły się spełnić! To z pewnością podniosło rangę rozgrywek. W jednym meczu odbierałem piłkę z normalną dla mnie determinacją. Zahaczyłem kolanem o puszkę od coca coli i przeciąłem nogę. Miałem tylko pięć szwów, ale to przekreśliło moje szanse na dołączenie do drużyny na Wembley. Rozpłakałem się. Jak zawsze miałem pecha. Moi koledzy jechali na Wembley, a ja do szpitala. Blizna na kolanie zniknęła, ale ten ból opuszczenia meczu na Wembley pozostał.
Nadszedł czas, kiedy musiałem opuścić szkołę przy Świętego Michała. Czekał mnie trudny wybór szkoły średniej. Większość mojej klasy poszło albo do szkoły ogólnokształcącej albo do szkoły średniej. Paul chodził do tej pierwszej, więc też chciałem tam chodzić. Obie szkoły miały jednak poważne wady: futbol nie był wpisany w program. Każdy wiedział, że miałem bzika na punkcie piłki, więc liczyła się szkoła, która może podnieść moje umiejętności. Nauczyciel z podstawówki, Pani Chadwick udzieliła mi kilka wskazówek. 'Powinieneś iść do Cardinal Heenan, Steven' powiedziała do mnie. 'To będzie lepsze dla ciebie.'
Średnia szkoła Cardinal Heenan Catholic była mi dobrze znana. Miała naprawdę dobre perspektywy dla futbolu, prawdopodobnie najlepsze w okolicy. Mąż Pani Chadwick, Eric, uczył wychowania fizycznego w Cardinal Heenan. 'Przyglądaj się na Stevena Gerrarda' powiedziała mu. 'Ma bzika na punkcie futbolu. Będzie znakomitym wychowankiem Cardinal Heenan.' Niektórzy byli jednak przeciwni takiej drodze. Nasze osiedle nie było w rejonie szkolnym, a ja nie byłem katolikiem. Kogo to obchodziło? Liczył się futbol. Cardinal Heenan chciało mnie. Powołując się na opinię Pani Chadwick, byłem przyzwoity w tej klasie. Moje umiejętności przy piłce zaprowadziły mnie do Cardinal Heenan. Moja kariera wymagała takiego kroku. Zapisanie się do szkoły zwiększało szansę wyboru i to było kluczowe. Liverpool Boys byli po prostu lepsi. Skauci w Liverpoolu i Evertonie wiedzieli, że na meczach Liverpool Boys zawsze można znaleźć talenty. Cardinal Heenan to było dla mnie jedyne miejsce.
Po wyborze średniej szkoły z czysto piłkarskich powodów, nadal musiałem wytrwać na lekcjach. Cardinal Heenan było ogromne - ponad 1,300 chłopaków. Na początku nie chciałem tam iść, nawet mając na uwadze futbol. Każdej nocy płakałem. Myśl przeniesienia wśród tylu obcych przerażała mnie. Cardinal Heenan było trzy mile od domu - kolejnej ojczyzny w moim życiu. Rodzice przekonywali mnie jednak, że to może być dobre dla rozwoju. Niechętnie pojechałem tam. Potrzebowałem czasu, by się przystosować. To miał być przyjazny scenariusz w moim życiu.
Jeszcze przed trzecią klasą siedziałem z tyłu w autobusie z chłopakami. Atmosfera podekscytowania, kochałem to. Pierwszy raz mama puściła mnie do szkoły na własną rękę. Miałem trzynaście lat, to było wspaniałe. Czułem się dorosły. Odjeżdżałem z Ironside z pieniędzmi na autobus i jedzenie, pobrzękującymi w kieszeni. Czułem się jak król, dumnie krocząc przez ulice osiedla. Zwykle chodziłem jeszcze po kilku kolegów. Terry Smith, Sean Dillon i ja zmierzaliśmy na przystanek idąc jak najlepszy gang w mieście. Sean to był koszmar, spóźniał się każdego dnia. Terry i ja rzucaliśmy kamienia w jego okno, by go obudzić kwadrans przed dziewiątą. Czasami to nie skutkowało i rzucaliśmy naprawdę mocno. Rozbita szklana w jego pokoju zwykle przerywała jego czas snu. Kiedy Sean w końcu wyszedł z domu, zaczynał się szalony wyścig do autobusu. Cała nasza trójka z podskakującymi plecakami biegła przez ulice śmiejąc się na całego. Wspaniałe czasy. Sean jest teraz murarzem i radzi sobie dobrze. Często widzę Terry'ego. Jest wielkim fanem Evertonu. Czasami się przekomarzamy.
Kiedy Sean, Terry i ja dojechaliśmy do szkoły, dzień obracał się wokół dwóch meczów, każdy po 25 minut i godzinnej przerwy obiadowej. Cały dzień myślałem o futbolu. Kochałem wychowanie z Panem Chadwickiem. Niestety, nie zawsze graliśmy w futbol. Nie przykładałem się do rugby, gimnastyki czy krykieta. Chciałem futbol, na dworzu albo w sali. Mogłem grać również w tenisa, nawet go polubiłem. W naszej szkole graliśmy w tenisa przy krótkich siatkach i tymi drewnianymi rakietami. Malowaliśmy na nich znaczek Nike albo paski adidasa, by zobaczyć która rakieta jest lepsza. Jednak futbol pozostawał u mnie na pierwszym miejscu w programie zajęć.
Cardinal Heenan to była spokojna szkoła. Było zaledwie kilka bójek podczas gry i kilku wielkich chłopaków zwanych chujami. Mieliśmy swój własny gang i obserwowaliśmy każdego. Kiedy wybuchnęła jakaś walka i brałem w niej udział zadawałem ciosy, twardo stojąc na ziemi. Nikt mnie nie przepchnął. Starsi, więksi, nikt. Czasami miałem rozwaloną wargę po uderzeniu, którego nie zdołałem uniknąć. Jednak mój mundurek był w gorszym stanie na co mama tak się złościła. Zawsze walczyłem na całym boisku brudząc tym samym ubranie. Żyłem dla takich chwil. Lekcje to były tylko przerwy między meczami.
Kiedy przychodził czas na pracę w klasie byłem w cieniu. Przez cały czas w Cardinal Heenan byłem po środku spraw szkolnych. Różne przedmioty powodowały różne nastroje. Jeśli nie szło mi na matematyce, lekceważyłem przedmiot i nie lubiłem chodzić na lekcje. Jeśli szło mi na angielskim, a nasza wspaniała nauczycielka pomagała mi, nie miałem nic przeciwko temu. Lubiłem twórcze pisanie, szczególnie opowiadania. Napisałem jak pewnego dnia wygrałem Mistrzostwo Świata. Pisanie sprawiało mi radość, czytanie również. Moja ulubiona książka ze szkoły to Myszy i ludzie. Przeczytałem ją od deski do deski wiele razy tak, że prawie się rozleciała. Oglądaliśmy historie na video, robiliśmy potem o tym projekt i mieliśmy z tego egzamin. Kiedy przyszedł czas na GCSEs dostałem C z angielskiego, sześć razy D i dwie E.
Ponad tym wszystkim miałem tylko jeden cel, jedno marzenie - futbol.
2 - Dalsze lata życia
Nigdy nie uciekałem ze szkoły. Nigdy. Nie powodowałem takich problemów tacie. Skutki uciekania, palenia lub oszukiwania były niewyobrażalne. Tata kilka razy wytargał mnie za uszy czy nakrzyczał, ale nigdy nie stosował przemocy. Nie uderzył mnie. Swoje rozczarowanie pokazywał na różne sposoby. Miał wzrok, który łamał mi serce. Obawa przed utratą wspaniałych relacji z tatą powstrzymywała mnie. Ojciec nie zwykł krzyczeć albo podnosić głosu, by pokazać Paulowi i mi co jest dobre, a co złe. Nie pozwalał nam na brak szacunku lub złe rzeczy. Nie tolerowałby, kiedy policja przyjechałaby na Ironside. Mnóstwo ludzi pukało do drzwi i skarżyło się na mnie i Paula o rzucanie kamieni w okna, ale nigdy nie mieliśmy policji. Nigdy.
Tylko raz coś schrzaniłem, jeden jedyny. Poszedłem ukraść coś w sklepie i zostałem złapany. Mając jedenaście lat, razem z kolegą wałęsaliśmy się w centrum Liverpoolu, gdzie wpadliśmy na głupi pomysł w Woolies. Mieliśmy pięć funtów na dwóch, by wrócić do domu, a po drodze na Lime Street zabrać jakieś kanapki czy hamburgery. Przypomniałem sobie, że potrzebuję zeszyty do pracy domowej, by zrobić jakieś wykresy - zwykłe zadanie domowe. Ustaliliśmy plan i Woolies było naszym celem. Zakradliśmy się między stoiska z przyborami, a następnie schowaliśmy coś do pisania w kieszenie i zeszyty pod moją marynarkę. Jak gdyby nigdy nic udaliśmy się do wyjścia. Plan wydawał się doskonały. Wspaniale. Miałem pieniądze na burgera i coca colę na Lime Street. Łatwo poszło. Przejść przez drzwi na chodnik, w lewo i w nogi...
Na naszej drodze zatrzymał nas jakiś krzyk, 'Ej!' usłyszeliśmy, co zamroziło krew w naszych żyłach. 'Stać!' cholera. Ochroniarz z Woolies stał przed nami. Nie mogłem się ruszać, tak byłem przerażony. Chwycił nas obu za kołnierze. Pieprzyć to. To był najgorszy dzień w moim życiu. 'Koniec' pomyślałem, a serce i myśli weszły na najszybsze obroty. 'Zawaliłem wszystko. Koniec z Liverpoolem. Klub oszaleje. Tata się do mnie nie przyzna. Cholera.'
Ochroniarz zaciągnął nas z powrotem do Woolies, do biura, gdzie zabrał od nas skradzione rzeczy. Porządnie nas opieprzył. 'Z jakiej jesteście szkoły?' krzyczał. 'Gdzie mieszkacie? Poproszę o wasz telefon.'
Kręciło mi się w głowie. 'Nie mamy telefonu' kłamałem.
Ochroniarz zrobił się cały czerwony na twarzy. 'W takim razie poproszę o adres.'
Nie mogłem nawet wspomnieć o Ironside. Tata by oszalał, jeśli pojawiłyby się gliny. Myślałem. Ochroniarz zapytał ponownie, więc dałem adres domu mojej cioci. Zapisał to sobie, znowu coś pokrzyczał i wykopał nas z Woolies.
Nie mogłem uporządkować myśli, pobiegłem na Line Street. Z Woolies mogli zadzwonić do szkoły, potem do taty i wszystko by wyszło na jaw, a ja byłbym uziemiony. Koniec z piłką, cholera. Kiedy wyskoczyłem z pociągu w Huyton, nie mogłem stawić czoła Ironside. 'Tata mnie zabije za kradzież' myślałem sobie. Powrót do domu nie wchodził w grę, więc pobiegłem do cioci Lynn. Wpuściła mnie i wysłuchała. 'A ty byś poszła do taty?' broniłem się. 'Proszę, upewnij się, że nie będzie zły.'
Ciocia Lynn pojechała na Ironside i wyjaśniła tacie, jak potwornie się czułem. Za późno. Tata już wiedział o mojej kradzieży. Złe wieści szybko się rozchodzą. Woolies było na Świętego Michała, skąd zadzwonili do taty. Był wkurzony. Doszedł w końcu do siebie, zaciągnął mnie do domu i zaczynał wielki pogrom. Patrzył na mnie i zabijał mnie wzrokiem. 'Dlaczego to zrobiłeś?' krzyczał. 'Dlaczego kradłeś w sklepie? Dlaczego nie zapłaciłeś? Dlaczego nie poprosiłeś o pieniądze mamy albo mnie? Dlaczego? Dlaczego? Nie będziemy tolerować kradzieży w tej rodzinie. W szkole czeka cię to samo. Będą chcieli wiedzieć dlaczego ukradłeś te rzeczy.'
W drodze powrotnej z Lime Street, miałem pewne przebłyski jak z tego wyjść cało. 'Tato' odpowiedziałem. 'Jeśli w szkole zapytają powiem, że potrzebowałem to do pracy domowej. Robiłem to dla szkoły. Nie wziąłem słodyczy, tylko papier w kratkę.'
Tata patrzył na mnie i odpowiedział 'Nie będę tego tolerował.'
Kiedy moja wymówka poszła na marne, zdałem sobie sprawę, że była słaba. Byłem w niełasce i nic nie mogło mnie już uratować.
Wtedy tata zadał kolejny cios: 'Jeśli klub się dowie, będziesz w jeszcze większy tarapatach Steven' powiedział. 'Co do cholery pomyśli sobie o tobie Steve Heighway? Możesz wszystko schrzanić w Liverpoolu. Mogą cię wywalić.'
Te słowa uderzyły mnie jak niszcząca piłka. Czułem się speszony. Kochałem tatę i nigdy nie chciałem go zawieść. Kochałem Liverpool. Myśl, że mogą dać mi wolną rękę przerażała mnie. Futbol to było wszystko o czym marzyłem. Po co poszedłem kraść. Boże, co za bałagan. To było głupie. Miałem pieniądze i nawet w przypadku ich braku mogłem to zrobić inaczej. Nasi rodzice zawsze powtarzali mi i Paulowi. 'Nie musicie kraść. Jeśli coś chcecie, spróbujemy wam to kupić.' Byłem idiotą, że poszedłem kraść i teraz spotkały mnie konsekwencje.
Kiedy tata ostro na mnie krzyczał, mama pojawiła się w drzwiach, patrząc co się dzieje. Mama chciała, żeby ojciec uwidocznił powagę sytuacji i była po jego stronie jednocześnie pilnując, żeby nie było żadnych pachów. Razem z bratem byliśmy pupilkami mamy i ona nas chroniła. Zawsze udawało mi się przekonać mamę. 'Przestań, daj spokój!' mówiłem, kiedy się mnie czepiała. Tylko się uśmiechała i zajmowała się czym innym. Jej miłość oznaczała dla nas z bratem azyl w domu. Mama była bardziej wyluzowana, niż tata. Ojciec był wściekły po wydarzeniu w Woolies, ale mama nie pozwoliła, by mnie uderzył. Wiele dzieci, które wpadną na paleniu albo kradzieży dostają pachy od rodziców. Mój wspólnik z Woolies z pewnością miał duże lanie, kiedy wrócił do domu. Tata odesłał mnie do pokoju i nie wypuszczał przez trzy noce. To trwało jak pół roku.
Nie dano mi odczuć żadnego współczucia z wyjątkiem Paula. Właśnie na odwrót. Mój brat miał ubaw na całego, z tego że byłem uwięziony w pokoju. Pukał do drzwi i szeptał 'Stevie, jadę do miasta. Będzie super, jedziesz z nami?' Dzięki. Czułem się fatalnie. 'Komputer jest na dole' mówił Paul przez drzwi, 'lubisz gry?' Paul wiedział, że nie mogłem wyjść. Przekomarzał się i to mnie powalało. Słyszałem jak Paul wybiega z domu i organizuje mecz. Zwołał wszystko chłopaków z Ironside donośnym głosem, 'Kto gra mecz?' To były tortury. Prawie w łzach siedziałem i słyszałem jak grają, krzyczą, żartują i się bawią. Nie mogłem od tego uciec. Mój pokój był na przeciwko. Koledzy krzyczeli przez okno. 'Stevie, Stevie mamy znakomity mecz. Szkoda, że nie możesz wyjść. Spodobałoby ci się.' Potem mogłem już tylko słyszeć okrutny śmiech. Koledzy! Cholerny brat! Wiedzieli, że tam jestem. Wiedzieli jak to zniosę. Kiedy przestali krzyczeć, ukradkiem spojrzałem przez okno, by popatrzeć na nich z zazdrością. To była moja wina. Zasłużyłem na pobyt w celi.
Zwykle byłem grzeczny w przeciwieństwie do chłopaków, z którymi się włóczyłem. Moi koledzy kradli ze sklepów i garażów różne słodycze i napoje, kiedy z nimi byłem. Nigdy nie brałem w tym udziału, ale tam byłem. Przypatrywałem się jak koledzy wyciągają fajki podczas przerwy w szkole. Zaciągali się i wydmuchiwali dym w twarz. Nic ich nie obchodziło. Kilku z nich nie miało przed sobą przyszłości, ale lubiłem z nimi przebywać. Również mógł mnie spotkać ich los. Pokus było wiele i jedno niebezpieczeństwo. Na szczęście tata trzymał mnie krótko. Bez niego nie doszedłbym gdzie teraz.
Tata zawsze był szefem w naszym domu na Ironside. Jego słowa były prawem, ale nigdy nie był dyktatorem. Razem z bratem nigdy nie baliśmy się rodziców. Czasami byliśmy jak rozpuszczone bachory, które chcą coraz więcej, o wiele za dużo i otrzymują swoje skromne zachcianki. Jednak ja i Paul darzyliśmy rodziców niewiarygodnym szacunkiem. Jesteśmy bardzo blisko w stosunku do siebie. Jedliśmy razem śniadanie, piliśmy razem herbatę, siedzieliśmy każdego wieczoru przy telewizji i rozmawialiśmy. Atmosfera była znakomita. Ja i Paul nie mogliśmy wymagać więcej miłości i opieki od rodziców. Mama jest bardzo dumna. Nędza nigdy nie zapukała do naszego domu. Zawsze mieliśmy wystarczająco jedzenia na stole. Filiżanki zawsze były pełne. Jeśli z bratem nie mieliśmy na coś pozwolenia, albo dostawaliśmy mało pieniędzy mama nam mówiła, 'Ważne jest jedzenie i to jest na pierwszym miejscu. Nie może go zabraknąć.' Mogliśmy do woli korzystać z puszki ciastek. 'Nie pójdziesz po żadne słodycze, dopóki nie skończysz obiadu' mówiła mama.
Z pieniędzmi było krucho. Wakacje za granicą to były odległe marzenia. Każdego roku jeździliśmy do Butlins w Skegness albo do Devon. Moja ciocia i wujek zabierali swoje dzieci, nianię i dziadka. Cała rodzina. Co za przygoda! Wycieczka przepełniała moje myśli wiele miesięcy przed. Mama zawsze planowała wszystko, odkładając pieniądze w czasie zimy na wakacje. Wiedziała jakie znaczenia ma Skegness dla rodziny, szczególnie dla mnie i Paula. Czasami jeśli mieliśmy szczęście, mogliśmy z bratem zabrać kolegę. Wybór tego szczęśliwca pozostawiałem Paulowi. Byłem podekscytowany możliwością przebywania z nimi i gry w piłkę ze starszymi. Skegness było wspaniałe. 'Zabrałeś wszystko do grania,' mówił tata podczas jazdy na wybrzeże Lincolnshire. Jakbym potrzebował przypomnienia! Nawet kiedy chodziliśmy po plaży, uderzając wszędzie piłkami albo szalejąc na zjeżdżalniach w parku wodnym, jedna myśl nie dawała mi spokoju: kiedy pójdziemy do szkoły piłkarskiej? Nawet kiedy ścigałem się z Paulem na gokartach myślałem tylko o tym. 'Pójdziemy już?' pytałem się taty. 'Chodźmy już teraz.' Skegness było luksusowe. Wieczorem szliśmy do lokalnego klubu, gdzie występowali piosenkarze, różne zespoły i było nawet karaoke. Następnego dnia z samego rana wstawałem i się pytałem 'Kiedy pójdziemy do szkoły piłkarskiej?' Skegness to było niebo na ziemi.
Ja, Paul i tata cały czas rozmawialiśmy o piłce. Ojciec miał świra na punkcie Liverpoolu. Kupował mi różne kasety o Liverpoolu i razem je oglądaliśmy, podziwiając pojedynki Graeme Sounessa, opanowanie Alana Hansena i popisy Kenny'ego Dalglisha przy polu karnym. Pewnego dnia, tata przyniósł do domu ogromne zdjęcie Dalglisha. Wbiegł po schodach do mojego pokoju i wręczył mi ten prezent. 'Kenny Dalglish to najlepszy piłkarz w historii Liverpoolu' powiedział tata. 'To bohater. Przywieś sobie na ścianie.' Zdjęcie Dalglisha było na mojej ścianie przez wiele lat. To było prawdziwe miejsce kultu. Miałem wystarczająco szczęścia, by zobaczyć Króla na Anfield, kiedy byłem bardzo młody mając około sześć albo siedem lat. Mam nawet jedną z koszulek Kenny'ego w gablocie w moim domu. Wracając do tamtych czasów, kochałem przebywać na the Kop i podziwiać Iana Rusha, Johna Barnesa i Steve'a McMahona. Byłem na the Kop w 1989, kiedy Michael Thomas złamał serca w Liverpoolu swoją niesamowitą bramką dla Arsenalu w ostatniej minucie. To zaprzepaściło szanse na mistrzostwo. Pamiętam również następny rok, kiedy Hansen wzniósł trofeum w lidze. Wspaniały widok. Postanowiłem iść w ślady Hansena i sprowadzić trofeum z powrotem na Anfield.
Jak tylko zacząłem treningi z Liverpoolem w wieku ośmiu lat, stałem się niepodzielnym Kopite. Przedtem nie wiedziałem komu kibicować. Jednego tygodnia byłem na Goodison Park, a następnego śpiewałem już na the Kop. Moja serce należało do futbolu, a nie podziału. Dla innych sprawa wyglądało inaczej. Dla taty byłeś albo czerwony albo martwy. 'Liverpool, Liverpool, Liverpool' wbijał mi do głowy jak pieśń religijną. Jak w przypadku wielu rodzin na Mereyside, kibicowanie było podzielone. Brat mamy, Leslie, miał manię Evertonu - karnety, szaliki, flagi i różne przedmioty. Leslie zawsze wracał z meczu z koszulką Evertonu dla mnie i próbował mnie nawrócić.
Trochę szukania w internecie i można znaleźć moje zdjęcie w stroju Evertonu. Niebieska koszulka, spodenki, getry i dekoracja. Kiedy w Liverpoolu miałem już wyrobioną markę, jakieś pomysłowe wydanie odkryło to zdjęcie i je wydrukowało. Musieli to nieźle polubić! The Mirror usłyszało o tym, wyśledziło zdjęcie i je wydrukowało na łamach, kiedy otwierała się przede mną sława w Liverpoolu. Wybuchła wielka debata. Czy zdjęcie jest prawdziwe czy nie? Wielu ludzi myślało, że to podróbka. Ale tak nie było. To prawdziwe zdjęcie zrobione w 1987. To jestem ja, ubrany w strój Evertonu. Nie było to żadne wymyślne przyjęcie czy zakład dla pieniędzy. Leslie zabierał mnie na Goodison, kiedy miałem sześć lat. Widziałem kilka meczów Evertonu w drodze do ich zwycięstwa w lidze. Wygrałem konkurs na zdjęcie przy trofeum na Goodison. Wujek Leslie był zachwycony. Wiedział, że tata wpadnie w szał i rzeczywiście tak było. Ojciec był wściekły na myśl o swoim synu, ubranym na niebiesko i stojącym dumnie przy trofeum Goodison. 'Nie będzie tam chodził' mówił mój tata do wujka. 'Nie pójdziesz tam' mówił do mnie. Ale mi się to całkiem podobało. Miałem w tym czasie siedem lat, kochałem piłkę i nie zdawałem sobie sprawy z zaciętej rywalizacji między Evertonem i Liverpoolem. Myślałem, że to nie jest takie złe. Leslie przychodził na Ironside z nowiusieńką koszulką. Byłem podekscytowany. Rozrywałem opakowanie, energicznie nakładałem niebieską koszulką i wychodziłem z wujkiem na Goodison. Tata zostawał w domu cały wściekły. Taka zdrada musiała go zaboleć. Leslie oprowadzał mnie po gablotach na Goodison, a gdzieś w oddali fotograf robił zdjęcia. Obecnie moje serce należy do Liverpoolu. Wracam pamięcią do tamtych czasów i się zastanawiam co ja do cholery robiłem. Uznajmy to za dziecinną naiwność. Wszyscy popełniamy błędy.
Everton, Liverpool czy ktokolwiek inny - w tamtym czasie szansa posiadania nowej koszulki piłkarskiej ekscytowała mnie. Kolekcjonowanie różnych strojów stawało się ulubionym zajęciem. Na Święta zawsze dostawałem dwie koszulki. Każde urodziny, to było zwiększenie kolekcji. Miałem twarz jak błyskawice, jeśli nie dostałem żadnej koszulki jako prezentu. Rodzice byli wspaniali. Wiedzieli ile znaczą dla mnie koszulki z różnych klubów. Z pomocą dziadka i pieniędzmi, które mama otrzymywała za opiekę, wystarczyło na kupno koszulek. Miałem stroje Tottenhamu, Man City i oczywiście Liverpoolu oraz Evertonu. Intensywnie szukałem również naklejek Panini. Każda strona była sprawdzona, każda koszulka założona. 'Mamo' krzyczałem na dół. 'Podoba mi się nowa koszulka Spurs.' Katalogi i wystawy sklepowe nie były jedynym źródłem pożywienia. Mecz Dnia w BBC był łącznikiem z koszulkami. Co za pokaz! To było jak obsesja. Jeśli Tottenham grał w niedzielę z Evertonem, wychodziłem po meczu na ulicę w koszulce wygranego, utożsamiając się z bohaterem meczu. Miałem w głowie wszystkich piłkarzy, a na plecach nazwisko tego jednego.
Była to często koszula Neville'a Southalla. Jego strój bramkarski był moim ulubionym. Mijały dni, zanim go zdjąłem. Naśladowałem Southalla doskonale: getry opuszczone, tak by można było zobaczyć ochraniacze. Wielki Nev nosił buty Hi-Tech, więc męczyłem rodziców żeby mi takie kupili. Kochałem Southalla. Kiedy nie fantazjowałem o graniu, ubierałem koszule bramkarską i udawałem wielkiego Southalla. Rzucałem się na trawie, pod nogi kolegów dokonując dzielnych interwencji z prawdziwym sercem, jak wielki mistrz Evertonu. Neville to był prawdziwy charakter i uwielbiałem jego zaangażowanie w meczu. To była zawsze wyjątkowa chwila, kiedy otwierałem album z naklejkami i odnajdywałem jego zdjęcie. Fantastyczne. Byłem podekscytowany przez wiele godzin. Biegałem po całym Ironside, trzymając naklejkę w górze jak jakieś wielkie trofeum.
Naklejki, koszulki, mecze, granie - jak powiedziałem, moje życie kręciło się wokół futbolu. Moja pasja została ukształtowana przez Liverpool Football Club.
3 - Nauka w szkole marzeń
Przejście do Liverpoolu było jak miłosne wydarzenie, które nigdy się skończy. To prawda: Nigdy Nie Będziesz Szedł Sam na Anfield. Oczywiście, mogłem odejść do innego klubu. Wiele drużyn się o mnie ubiegało: Man United, West Ham, Everton, Spurs i inne. Sympatyczne listy w skrzynce na listy pokazywały jak bardzo im zależy i jak mogę się rozwinąć pod ich skrzydłami. 'Uczynimy cię wielkim' pisali, 'bogatym i sławnym.' To ich zgubiło. Przyciągał mnie tylko jeden kierunek - Anfield. Nalegał na to ojciec. To dla niego był najwłaściwszy wybór, jak zawsze. Anfield brzmiało dobrze. Uwielbiałem ten klub i mogłem tam trenować pod okiem ludzi, którzy mają swoją wypróbowaną markę. Porządny człowiek prowadził Centrum Szkolenia w Liverpoolu, które potem zamieniło się w sławną Akademię w Kirkby. Steve Heighway, Dave Shannon i Hughie McAuley byli dla mnie po spotkaniu ludźmi, którzy mogą mnie dalej poprowadzić, czułem to instynktownie. Nawet mając osiem lat, po prostu to wiedziałem. Steve, Dave i Hughie zainspirowali mnie od pierwszego uścisku dłoni i rozmowy. Steve to legenda Liverpoolu, fantastyczny piłkarz lat siedemdziesiątych. Dave przyjaźnił się z Benem McIntyrem, trenerem mojego zespołu w lidze, Whiston Juniors. Łatwo było przejść stamtąd na Anfield. Miałem serię wspaniałych występów dla Whiston i zagrałem w reprezentacji po raz pierwszy w drużynie do lat 12 z zespołami z całego świata. Mój główny cel pozostawał jednak w Liverpoolu.
Nie mogłem się doczekać pierwszych treningów. No dalej! Dajcie mi piłkę! Pozwólcie się uczyć. Pozwólcie pokazać co potrafię. Chciałem to przyspieszyć. Heighway, Shannon i McAuley prowadzili te wspaniałe treningi w Centrum Sportowym Vernon Sangster w każdy wtorek i czwartek - magiczne dni tygodnia. Odliczałem godziny, minuty i sekundy do wyjścia na sportową halę - nasze Anfield, nasze Wembley. Prócz dobrych trenerów miałem również dobre towarzystwo. Michael Owen i Jason Koumas byli w moim roczniku i szybko przypadliśmy sobie do gustu. Talent przyciąga.
Nasza trójka wkrótce zdała sobie sprawę jak wynieść to co najlepsze z Vernon Sangster. Na wejściu uścisnęliśmy sobie dłonie ze sztabem, wszyscy z pełnym szacunkiem - sztuka życia w Liverpoolu. Technika, strzały i posiadanie piłki zajmowały nam godzinę. Najlepsze było przed nami. Michael, Jason i ja wiedzieliśmy, że będzie pół godziny na mecz na małym boisku. 'Do wszystkich w koszulkach Liverpoolu, zostajecie' krzyczał Dave Shannon, 'cała reszta zakłada bezrękawnik.' Dzieciaki nosiły różne stroje. Jednak nasza trójka była przygotowana: przed rozpoczęciem uzgadnialiśmy, które stroje ubieramy. Kiedy graliśmy na mały boisku, zawsze byliśmy w tej samej drużynie. 'No dobra' powiedział Michael, 'wszyscy za tydzień w koszulce wyjazdowej.' Razem z Jasonem upewnialiśmy się, że przyjdziemy w odpowiednich strojach. Jeśli moja obszerna kolekcja nie posiadała proponowanej koszulki, marudziłem rodzicom w samochodzie podczas drogi do domu. 'Mamo, tato, muszę mieć ten strój. Jeśli nie, Jason i Michael będą w innej drużynie.' Biedni rodzice. Okrutnie ich naciskałem. Siedziałem z tyłu samochodu i tłumaczyłem im się ze swojego upokorzenia, jeśli nie będę we właściwym stroju. Rodzice zwykle ustępowali, by mieć święty spokój. Dzięki Bogu. Na samą myśl opuszczenia Michaela czy Jasona dostawałem gorączki.
Jason był dobrym piłkarzem. Naprawdę dobrym. Zawsze chciał być profesjonalistą. Jednak to Michael wyróżniał się najbardziej. Nawet w wieku ośmiu lat był wyjątkowym talentem, gwiazdą na przyszłość. Każdy to wiedział. Michael urodził się na tym świecie, by strzelać gole. Po raz pierwszy zagrałem z nim w meczu na mały boisku w Vernon Sangster i odebrało mi mowę na widok jego nieprawdopodobnego talentu. Grał w całym Mersey bijąc rekordy na Deeside. Kiedy przybył do Vernon Sangster, to było jak nadejście tornada. Kiedy zobaczyłem jak pokonuje bramkarz swoją szybkością i czuciem piłki, doceniłem jego niezwykły talent. Jego umiejętności było widać w oka mgnieniu. Po pierwszym spotkaniu zrozumiałem, że do niego należy zdobywanie bramek. To było coś naturalnego. Michael zdał sobie sprawę, że mam dobre podania, więc szybko się zgraliśmy. Każdy myślał, że chcemy być w tej samej drużynie, ponieważ byliśmy najlepszymi kolegami i stale rozmawialiśmy. Nieprawda. Michael i ja chcieliśmy wygrywać. To proste. Ja i Michael już tak mieliśmy. Nie znosiliśmy przegrywać. Gadaliśmy po meczu, a głównym tematem była gra: moje podania w tempo, z których mógł zdobyć bramkę. Obaj do dzisiaj żartujemy z tamtych czasów, kiedy klepaliśmy wszystkie zespoły. Michael zawsze mówi, 'Za każdym razem, kiedy Stevie miał piłkę podawał do mnie.' Na co ja odpowiadam, 'Za każdym razem kiedy podałem, Michael strzelał!'
W tamtym okresie pierwsza drużyna w Liverpoolu to były odległe marzenia. W tak młodym wieku koncentrowałem się jedynie na treningu pod okiem trenerów. Nie znosiłem, kiedy nie byłem najlepszy podczas sesji. Podczas jazdy do Vernon Sangster, tata tłumaczył mi do znudzenia o dyscyplinie. 'Przygotuj się' powtarzał, 'nie rozmawiaj podczas treningów. Zawsze dawaj z siebie wszystko.' Wsparcie taty było szlachetne. Kiedy zaczynałem treningi, tata nigdy nie mówił o pierwszej drużynie Liverpoolu. Skupiał się tylko na następnym meczu, albo treningu. Pewnego dnia byłem wykończony i wcale nie marzyłem o treningu. Tata posadził mnie na kanapie w pokoju. 'Dlaczego nie chcesz jechać?' zapytał. 'Jeśli chcesz zostać zadzwonię do Steve'a Heighway'a i powiem, że miałeś dzisiaj dużo zajęć w szkole.' Tata nigdy mnie nie naciskał. Zachęta była jego linią ataku. 'Steve, jedź na trening, przyda ci się' dodawał. 'Spodoba ci się, dobrze sobie radzisz.' Tata wierzył we mnie i w trenerów jak Steve oraz Dave. 'Jeśli będziesz się uczył i podnosił swoje umiejętności, trenerzy zrobią z ciebie bardzo dobrego piłkarza' mówił wówczas. 'Jeśli opuścisz trening, inne dzieci na tym skorzystają, ponieważ ciebie tam nie będzie. Nie wymagam od ciebie, żebyś jechał. Im więcej będziesz na treningach, tym więcej się nauczysz i będziesz lepszy.' Pojechałem.
Rodzice wiedzieli jakich wartości poszukuje Liverpool w zawodnikach. Pewnego dnia słyszałem jak tata mówił do mamy, 'Steve Heighway i Dane Shannon zawsze sprawdzają jak prezentują się ich podopieczni. Steven musi dobrze reprezentować Liverpool.' Normy mają znaczenie w Liverpoolu. Ubieraj się schludnie, nie spóźniaj się. Rodzicie nie pozwalali mi jechać na trening, lub robić cokolwiek innego związanego z klubem jeśli moja głowa nie była błyszcząca, twarz uśmiechnięta, a ubranie czyste. Czasami chciałem jechać do Vernon Sangster w moim ulubionych butach, tenisówkach pełnych dziur i śladów gry na Ironside. Kochałem je. 'Nie pojedziesz w tym' nalegała tata. 'Dostaniesz nowe buty.' Mama nawet prasowała mi koszulkę na trening. Prasowała! Przyglądałem się w zdumieniu jak prasowała koszulkę na kanty swoim żelazkiem. Te wszystkie zabiegi podsumowywały życzenie mojej mamy, żebym zawsze wyglądał szykownie. Nikt przecież nie prasuje koszulek piłkarskich! Moja mama to jednak robiła. Cały strój musiał być również dopasowany. Nie mogłem założyć czerwonej koszulki i białych spodenek. Albo góry z Liverpoolu, a dołu z Tottenhamu. Mama by mi na to nie pozwoliła. 'Musisz pokazać swój szacunek dla klubu' mówiła. Moi rodzice byli dumni ze swojego syna, który przebywał w Liverpool Football Club. Robili wszystko, żeby to jak najlepiej wykorzystać. Nie mogłem się pojawić w byle czym, albo próbować odzywek.
Po okiem Steve'a i Dave'a równomiernie rozwijałem swoje umiejętności w zespołach Liverpoolu. Przed rozpoczęciem każdego sezonu obawiałem się, czy zostanę w klubie. Niecierpliwie czekałem na list z Liverpoolu. 'Powiedz Stevenowi, żeby się nie martwił,' mówił zawsze Heighway do mojego taty. 'Będzie w klubie. Jest dla niego miejsce.' Grałem dobrze, cieszyłem się grą na treningach, a moja reputacja rosła. W wieku czternastu lat, Steve poprosił czterech chłopaków do swojego biura: mnie, Michaela, Stephena Wrighta i Neila Murphy'ego. Wrighty ostatecznie grał dla pierwszego zespołu Liverpoolu, ale potem przeszedł do Sunderlandu. Murphy był bardzo dobry prawym obrońcą, który grał dla rezerw i teraz jest trenerem w Akademii. Steve miał dla naszej czwórki wielką wiadomość: 'Zostaliście zaproszeni na testy do Lilleshall.'
Lilleshall! Zgrupowanie reprezentacji! Nie mogłem w to uwierzyć. Lilleshall było instytucją, miejscem gdzie zostajesz piłkarzem. Tylko najlepsi się tam dostawali. Boże, to było na serio. Lilleshall było wspaniałe, drogą do sukcesu. Testy mogły być niesamowitą przygodą, wiedziałem to. Każdy chciał dostać się na zgrupowanie. Na pierwszych testach było setki dobrych piłkarzy z całej Anglii, wszyscy marzyli o miejscu w Lilleshall. Testy stopniowo zredukowały liczbę uczestników i zniszczyły ambicję wielu chłopakom. Wkrótce zostało tylko pięćdziesięciu chłopaków, potem trzydziestu i dwudziestu czterech walczących o bilet wstępu. To było straszliwe. Kilku przetrwało. Za każdym razem kiedy byłem na testach, pojawiał się list w skrzynce na Ironside, a w nim 'Gratulujemy ... zostałeś wybrany na następne testy.' Byłem w niebie. Lilleshall wzywało.
Poziom był wysoki, a rywalizacja ostra. Prócz mnie i Michaela Owena, byli również inni dobrzy piłkarze jak Michael Ball, lewy obrońca, który grał dobrze w Evertonie, po czym odszedł do Rangers i Kenny Lunt, pomocnik z imponującej szkoły w Crewe Alexandra. Nadal marzyłem o końcowym sygnale z Lilleshall. Przypatrywałem się po całym boisku podczas testów i sprawdzałem moich potencjalnych rywali. Nikt nie był ode mnie lepszy. Naprawdę. Nigdy nie chowałem się na testach. Zawsze byłem na miejscu, z silnym nastawieniem i mądrym podaniem. Przedstawiciele Lilleshall musieli być pod wrażeniem. Moje nastawienie było jak zw
Post został pochwalony 0 razy
|
|